Porozmawiajmy...
Spotkali na swej drodze Karola Wojtyłę - Jana Pawła II. Jest On dla nich kimś ważnym - wciąż jest! Zechcieli podzielić się swoimi wspomnieniami. Mimo upływu lat są one tak bardzo żywe...
O rozmowę poprosiliśmy Ks. Prałata Pawła Ptasznika, rektora parafii św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Rzymie, przewodniczącego Rady administracyjnej Fundacji Jana Pawła II, byłego pracownika Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej.

Ks. Paweł Danek: Od ilu lat Ksiądz jest w Rzymie? Czy pamięta Ksiądz swój przyjazd do Wiecznego Miasta?
Ks. Prałat Paweł Ptasznik: Przyjechałem do Rzymu w roku 1989 na studia doktoranckie na Gregorianum. Po ich zakończeniu wróciłem na rok do Krakowa, gdzie byłem ojcem duchownym w seminarium, ale już od początku 1996 roku do tej pory jestem w Rzymie. Przyjechałem do pracy w Sekretariacie Stanu i po 26 latach tę pracę zakończyłem. Równocześnie od 2007 roku jestem rektorem kościoła św. Stanisława i tę pracę duszpasterską kontynuuję. Od prawie trzech lat również koordynuję działalność Watykańskiej Fundacji Jana Pawła II, więc moje życie od ponad trzydziestu lat jest związane z Rzymem.
Na pewno Ksiądz miał wiele okazji do spotkań ze św. Janem Pawłem II, ale chciałem zapytać o to pierwsze spotkanie.
Moje pierwsze spotkanie z Janem Pawłem II było jeszcze w latach studenckich. Ojciec Święty miał zwyczaj zapraszać, zwłaszcza w okresie świąt Bożego Narodzenia, księży studentów, którzy mieszkali w Kolegium czy w Instytucie Polskim. To były bardzo miłe kolędowe spotkania, oczywiście w grupie. Natomiast indywidualnie miałem okazję spotykać się i rozmawiać z Ojcem Świętym w 1991 roku, kiedy poproszono mnie o pomoc przy synodzie poświęconym formacji kapłańskiej. Ponieważ przewodniczącym takiej grupy teologów opracowujących dokumentację posiedzeń synodalnych był arcybiskup Muszyński, więc zaproponowano mi, żebym pełnił funkcję sekretarza tej grupy. Wtedy to były częstsze spotkania, również osobiste, z Papieżem.
Później był czas pracy w Sekretariacie Stanu i już inne spotkania z Janem Pawłem II.
Pierwsze spotkanie, związane już z moim pobytem w Rzymie jako pracownika Sekretariatu Stanu, było 2 stycznia 1996 roku, kiedy zostałem zaproszony na obiad do Ojca Świętego. To była niedziela. Posadzono mnie obok Jana Pawła II i właściwie podczas całego obiadu mieliśmy okazję do rozmowy. Ojciec Święty pytał o moją parafię, o moją rodzinę. Pamiętał bardzo dobrze ówczesnego proboszcza, pamiętał, że w tej parafii spalił się kościół. Potem zapytał o moją pracę doktorską i już rozmowa toczyła się na tematy teologiczne. Obiad ten był bardzo spokojnym czasem wzajemnego poznawania się. Potem już była codzienna praca.
Na czym polegała praca Księdza?
Kiedy tutaj przyjeżdżałem, nie wiedziałem, że do moich obowiązków będzie należało również przychodzenie prawie każdego dnia do studia Ojca Świętego i zapisywanie tego, co chciał podyktować przygotowując czy to wystąpienia, czy dokumenty papieskie o różnej randze. Ale od 1993 roku, kiedy Papież upadł, złamał sobie ramię i nie mógł pisać, a chciał przygotowywać teksty na przyszłość, poradzono mu, żeby dyktował i ta praca mu się spodobała. Stwierdził, że w ten sposób może więcej tekstów przygotować, niż pisząc ręcznie i nawet wtedy, kiedy już mógł pisać, to kontynuował dyktowanie.
Czy w tej pracy było coś trudnego dla Księdza?
To nie było tylko z mojej strony techniczne zapisywanie tekstu. Ojciec Święty od samego początku starał się mnie włączyć w tę pracę i zadawał wciąż pytanie: Co o tym myślisz? Na początku to było dosyć krępujące, bo cóż ja miałem do powiedzenia jako młody ksiądz wobec papieża, ale potem widziałem, że on to pytanie stawia nie pro forma, ale po to, żeby swoje zdanie, ewentualnie pewne kwestie przedyskutować czy zobaczyć pod innym kątem. Po pewnym czasie odważyłem się o coś zapytać czy dodać jakieś spostrzeżenie. Czasami prosił, żeby tę naszą rozmowę zapisać na jednej stronie, by mógł do niej wrócić, przemyśleć jeszcze raz. To było bardzo twórcze dla mnie.
Skoro Ojciec Święty zadawał pytania, to znaczy, że był człowiekiem otwartym również na sugestie.
Jan Paweł II chętnie wsłuchiwał się w to, co ludzie mają mu do powiedzenia i z tego korzystał. Jemu zależało na tym, żeby to, co chce przekazać Kościołowi, było powiedziane odpowiednim językiem i w taki sposób, żeby było zrozumiane i dobrze przyjęte. Teksty, które dyktował, właściwie zaraz po zapisaniu mogłyby być wygłoszone. On przychodził przygotowany i zawsze to, co chciał przekazać, było przemedytowane, przemodlone. Jednak był otwarty i czasami dokonywał zmian w tym, co już było zapisane.
Z pewnością zdarzały się również trudne sprawy, które trzeba było rozstrzygać, a nie było prostego rozwiązania. Czy Ojciec Święty uparcie trwał przy swoim, czy też był skłonny do pewnych zmian w myśleniu?
To zależało od wagi sprawy. Czasami był jednoznaczny, to znaczy starał się przedstawić swoje racje i nawet, jeśli otoczenie nie było zachwycone, to trwał przy swoim. Dla mnie takim jednym z wielu, ale znaczącym momentem był Wielki Jubileusz i myśl Ojca Świętego o nabożeństwie przeproszenia oraz przebłagania za winy Kościoła. To wielu środowiskom się nie podobało. Kiedyś w rozmowie odważyłem się powiedzieć: Ojcze Święty, tak może trochę za mało mówimy o tym, jaką pozytywną rolę Kościół odegrał w historii, choćby dla kultury, dla sztuki. Natomiast jeśli chodzi o to, co było złe, bijemy się w piersi i to nie podoba się wielu. A Ojciec Święty powiedział: Prawda, dobro, piękno, prędzej czy później obroni się samo, natomiast zło trzeba demaskować, nazwać po imieniu i przeprosić. Tutaj był jednoznaczny. Nie miał wątpliwości. Myślę, że to był ważny moment w dziejach Kościoła, może zapomniany – dzisiaj mało się o tym mówi – ale jednak Jan Paweł II o grzechach Kościoła myślał, modlił się i przepraszał.
To ważne i ciekawe wspomnienie, a właściwie Księdza świadectwo o Janie Pawle II. Praca a zarazem przywilej.
Mogłem zobaczyć jak Ojciec Święty myśli, medytuje, modli się, pracuje, jak przeżywa różne problemy czy kwestie związane z codziennością życia Kościoła. To były częste tematy rozmów również poza pracą. Miałem okazję uczestniczyć w takim codziennym życiu Ojca Świętego zwłaszcza wtedy, kiedy przyjeżdżali goście z Polski i byłem zapraszany na spotkania, czy w różnych innych sytuacjach. Również brałem udział w wielu pielgrzymkach zagranicznych Ojca Świętego. On tworzył zawsze po polsku i kiedy chciał coś zmienić w przygotowanych tekstach, a zwykle tak było podczas podróży, to robił to również po polsku i byliśmy tam zawsze w jakiś sposób potrzebni.